Ocena bloga: separate-dance.blogspot.com
To pierwsza ocena na podstawie samej treści, jaką przyjdzie mi opublikować. Mam nadzieję, że wyjdzie w porządku. Tak przyzwyczaiłam się do używania zwyczajnych kryteriów, że niemal wysmarowałam z marszu dwa akapity o szacie graficznej. Mimo to ocenę pisało mi się łatwo i przyjemnie. Teraz zapraszam Shiawasenę, która jako jedna z pierwszych miała tyle odwagi, by pozwolić się ocenić na podstawie samej treści.
Głęboka myśl w pierwszej linijce prologu — ciężko jej nie zauważyć ze względu na rozmiar czcionki i pochylenie — od razu pozwala mi na rozpoczęcie snucia domysłów pełną parą, co przyjdzie mi czytać. Strzelam w romans/obyczajówkę. Rozważania o sercu oraz duszy często występują w połączeniu tych dwóch gatunków. Mam jednak nadzieję, że nie uraczysz mnie kilometrami filozofowania. Czym innym są przeżycia głównego bohatera, a czym innym biegunka słowna o sensie życia, marzeniach i nadrzędnych wartościach.
Zostałam przyjemnie zaskoczona długością prologu. Ostatnio widziałam sporo kwitów z pralni na paręnaście zdań i dobrze było zagłębić się w coś bardziej przyzwoitego w tym względzie. To na plus. Niestety, to chyba jeden z nielicznych mocnych punktów tej konkretnej części.
Poznajemy… podejrzewam, że młodą kobietę: o takich się najczęściej pisze i wnioskuję, że krnąbrnej nastolatki ojciec nie wypuściłby w świat ot tak. Panna (znów strzelam) zostawia za sobą dom i bez wybuchów radości ładuje się do samochodu. Wiesz, co najbardziej przyciągało moje myśli, zmuszało komórki mózgowe do ciężkiej pracy po paru pierwszych akapitach? Spostrzeżenie, że Heather wyjeżdża w siną dal, zostawiając w pokoju bałagan. Twoje spojrzenie na wyprowadzkę, mało rozwinięty opis (albo też oględnie mówiąc, nieszczególnie oryginalny, bo to nie zawsze się liczy długość, a jakość gra pierwsze skrzypce) prześlizgnął się prędko po moich zwojach mózgowych i nie zostawił po sobie za wiele. Oczywiście uczepiłam się myśli, którą podświadomie uznałam za najciekawszą — Heather to źle wychowana panienka. Później dosadnie pokazujesz jej poczucie zdrady. Przyznam, że słowa „I wreszcie – pragnęła znaleźć się z daleka od osoby, która wyrządziła jej największą krzywdę jaką człowiek może sobie wyobrazić” silnie podziałały na moją wyobraźnię. Kuzynka kogoś zabiła, przy okazji zdradzając Heather? Wtedy przez głowę przewijało się tyle niezwykłych kombinacji i większość wywołała we mnie obrzydzenie zmieszane z rozbawieniem. Chciałabym zwrócić Twoją uwagę na fakt, że tamto zdanie zapowiada wielką akcję w ewentualnej retrospekcji. Gdy jednak doszłam do końca prologu i zdałam sobie sprawę, że poszło o tego piłkarza i najwyraźniej tylko został „odbity”, poczułam się nieco rozczarowana. Równocześnie nie chodzi mi o to, że ten fragment przydałoby się przerobić. W końcu dzięki takim zestawieniom poznajemy część charakteru głównej bohaterki. Heather wychodzi na osobę niezwykle skupioną na uczuciach, bardzo wrażliwą (może nawet przewrażliwioną). Mnie na przykład zadziwiła intensywnością swojej reakcji, gdy do pomieszczenia wpadła Vivienne z Cescem. Rozumiem też, że pewnie inaczej (łagodniej) wyglądałby jej stosunek do tego wydarzenia po tych paru latach, gdyby nie wyjechała. Wtedy na co dzień musiałaby konfrontować się ze zdradą kuzynki i szybciej by się zobojętniła.
Podoba mi się, że nie zdecydowałaś się na niezwykle oklepany motyw przeprowadzki i nowego, niezwykłego życia. Nie twierdzę, że tego nie da się dobrze wykorzystać, jednak dzięki powrotowi do miasta, w którym żyła przez większość życia, historia zyskała nieco na oryginalności i ja na pewności, że nie masz zamiaru wykorzystać wszystkich (a przynajmniej tego jednego) schematów, które tak łatwo spotkać na blogach. Wydaje mi się, że konfrontacja z tym, co Heather zostawiła za sobą parę lat wcześniej, może być ciekawym materiałem.
Mam mieszane uczucia do wstępu. W niektórych przypadkach pozytywnie mnie zaskoczyłaś, zdecydowałaś się na coś mniej typowego. Równocześnie nie poczułam się specjalnie zaintrygowana, ponieważ sposób pokazania sytuacji Heather okazał się dość zwykły, a odniesienia do duszy, bólu wyglądał jak na paru innych blogach, które czytałam. Jakkolwiek ja się nie zachwyciłam, dla innych czytelników (tych mocniej związanych ze środowiskiem blogowych obyczajówek) lektura była pewnie miła, bo pokazywała coś „znajomego”.
„Zniknęła na sześć lat i nigdy nie dowie się czy byłoby lepiej, gdyby jednak została i spróbowała poradzić sobie z tym bólem, mieszkając z jego sprawczynią pod jednym dachem.” Przyznam, że nie sądziłam, że zrobisz taki błąd już w pierwszym rozdziale. Głowę dam sobie uciąć, że wcześniej pisałaś, iż wyjechała na pięć lat. Co by zresztą się zgadzało z datami, które podałaś w prologu. Heather wyleciała z Hiszpanii dwunastego czerwca i dokładnie pięć lat później, tego samego dnia, wróciła do domu. Liczę, że to tylko jednorazowa wpadka.
Do końca rozdziału trzeciego nie wydarzyło się wiele. Najbardziej istotną rzeczą (jeśli miałabym wybierać), było poznanie przez czytelnika przyjaciela Heather, który dla dziewczyny jest jak brat. Villa nie sprawił jednak, że zauważyłam, do czego to opowiadanie może dążyć. Na razie wciąż się rozkręcasz, pokazujesz, jak główna bohaterka radzi sobie z powrotem do ojczyzny. Zastanawiam się, czy masz na fabułę jakiś pomysł, czy tylko na żywioł opisujesz, jak płynie zwykłe życie Heather. Ciekawi mnie też, czy historię tę można będzie w przyszłości zaliczyć do kategorii sportowych. Dwóch piłkarzy jeszcze niczego nie przesądza, praca to tylko praca, jakoś odbiła się ona na osobie Davida, ale w opowiadaniu nie ma nacisku na piłkę nożną.
Oczywiście nie mogłabym ominąć sprawy, którą tak eksponujesz do końca trzeciego rozdziału. Od początku wtłaczasz czytelnikom do głów, jak mocna więź łączy Villa i Heather. Jedno od razu Ci przyznam: dobrze się uzupełniają, nie pozostaje mi nic innego niż wiara, że dwie osoby o takich charakterach są w stanie dobrze się dogadywać. Problemem okazują się właśnie ich osobowości, zachowania. Z ręką na sercu nie napiszę, że u prawie trzydziestojednoletniego mężczyzny takie wybryki są nielogiczne i niemożliwe. Nie takie dziwy świat pewnie widział. Nie robi to jednak z piłkarza specjalnie prawdopodobnej psychologicznie postaci (tym bardziej patrząc na innych bohaterów, ale o tym później, pewnie parę akapitów niżej). Gdybyś stworzyła go jako nastolatka, prościej przyszłoby mi przejście z nim do porządku dziennego. Ogółem wraz z Heather bardziej pasują na gimnazjalną młodzież. Serio. Szczególnie pomysł z zakładem i „zabawieniem” się z paparazzim i w ogóle brukowcami potwierdził moją tezę. Wciąż nie bardzo wiem, co powiedzieć o tym fragmencie prócz tego, że wyszedł po części... żenująco. Przed oczami miałam obraz rozbawionych genialnością swojego pomysłu podlotków. Mnie samej ciężko uchwycić, co było takie super i zabawne. Jednak nie chcę wyjść na człowieka, który się pastwi, więc przejdźmy może dalej. Nie za dużo tego przytulania, brania na ręce? Przez ciągłe szukanie kontaktu fizycznego pomiędzy tą dwójką podczas czytania rozdziału trzeciego już niemal wzdychałam i przewracałam oczami. Wyznaję zasadę, że co za dużo to niezdrowo. Przesyt jest nudny, naprawdę. Monotonia nie pomaga historii, a sprawia, że opowiadanie staje się ciężkostrawne. Wydaje mi się, że trochę się rozpędziłaś i nie wiedziałaś, kiedy dokładnie przyhamować. A może właśnie to był zamierzony efekt? Niemniej moje wrażenia wciąż pozostają aktualne. Dodatkowo zastanawiam się, czy w ich przypadku zawsze tak było? Czy ten powrót Heather wyzwolił w nich tę potrzebę ciągłego dotyku lub zwiększył już istniejące pragnienie fizycznego kontaktu? Nawet zapewnienia, że są dla siebie tylko przyjaciółmi, trochę jak rodzeństwo, nie wymazuje faktu, że ten aspekt ich znajomości wygląda nieco dziwnie. Ba, w tekście z tak dużą częstotliwością powtarzałaś, że pomiędzy nimi nie ma napięcia seksualnego, iż skłoniło mnie do rozważań, czy to nie ma działać jak przykrywka. Albo nie jest wmawianiem kłamstwa, jeśli już znajdujemy się przy spekulacjach.
Zapowiedziałaś, że czwarty rozdział będzie przełomowy. Przyznam, że nie mogłam się doczekać, by zobaczyć, czemu nadałaś tej części takie miano. Z początku zostałam uraczona przeżyciami wewnętrznymi Heather. Później na scenę wstąpił Francesc. Brawo za zwrot akcji. Nie nabijam się ani nic. Naprawdę zaskoczyło mnie kłamstwo kuzynki Heather. Chyba Cię nie doceniałam, bo obstawiałam głównie, że w rozdziale czwartym zobaczę romantyczną, trochę z tyłka wziętą scenę. Na razie więc Heather zachowuję się o dziwo sensownie jak na obecną sytuację, kolejne sceny nie wydawały mi się wzięte z kosmosu. Minęło w końcu pięć lat, mimo że wciąż bolały ją wspomnienia, nie zaskoczyło mnie pozwolenie na rozmowę. Gołąbeczki wciąż do siebie dużo czują, posypało się nieco czułych wyznań (tutaj nic nowego), słów prawdy. Chociaż kto wie, może piłkarzyna jest bardziej cwany i lepszym aktorem, niż do tej pory sądziłam (jednak nie bardzo w to wierzę, w większym stopniu podejrzewam, że takich skomplikowanych intryg akurat tutaj nie uświadczę).
Do imprezy wiele się nie zdarzyło. Vivienne uciekła z podkulonym ogonem i przekonałam się, że opowiadanie jest bardziej związane ze światkiem FC Barcelony, niż początkowo sądziłam. Ciężko mi powiedzieć, czy to dobrze, czy źle, jednakże po tym, jak po raz pierwszy przeczytałam fragment o treningu, wszyscy wymieszali mi się w jedną, bordowogranatową masę. Nie, żeby specjalnie się starali pomóc w podzieleniu ich na samodzielne jednostki. Chociaż nie, zapamiętałam, że Puyol i Alves piszczą.
Samej imprezy mocno się obawiałam. Autorki blogów mają tendencję do tworzenia popijaw smarkatych nastolatków bez względu na to, ile lat mają postacie. Trochę moich obaw się potwierdziło, jednakże opowiadanie to nie jest typowo szablonowe, co zobaczyłam i w rozdziale szóstym. Muszę Cię pochwalić za konsekwentne stosowanie tanich, romantycznych chwytów. Fragment po jednym z tańców Heather — która postanowiła znaleźć Cesca i nie musiała się męczyć, bo uczynny znajomy popchnął ją prosto w ramiona piłkarza — zdecydowanie się do tego zalicza. Co by nie było, motyw poznania ukochanego po zapachu i bardzo dobry timing (trafili na wolny kawałek idealny do bujania się) tylko scenie wtóruje swoim słodkim wydźwiękiem. To było i złe (tandetne), i dobre w swym dopasowaniu do ogółu historii. Wcześniej jednak, nim postacie zdążyły więcej wypić, nasza główna bohaterka oddaje się kolejnej pięknej rozmowie z Wielkimi Słowami, która została ubarwiona pocieszaniem, życiowymi mądrościami i wizjami przyszłości. Nie mogę przepuścić okazji i nie wspomnieć o tej konwersacji. Przed podejściem do Alvesa, Heather słyszy słowa „Dani nie jest zbyt rozmowny, jeśli chodzi o rodzinę. Dobrze wiesz, że woli się uśmiechnąć i poudawać, że jest dobrze niż przyznać, że życie mu się wali”. To autentycznie rozbudziło moją ciekawość. Pomyślałam „niemożliwe!”. Raczej nikt nie umrze z szoku, że prędkość mojego czytania wzrosła, by jak najszybciej wgryźć się w niezwykłe wydarzenie. Niestety moim problemem było błędne założenie, że to od razu oznacza unikanie tematów łączących się z rodziną: miłość i tym podobne. Szkoda, że się nie udało. Dałaś czytelnikowi nadzieję, ale ostatecznie wyszło na to samo. Podsumowując, zdecydowana większość ludzi kręcących się dłużej koło Heather przeprowadza rozmowy pełne uzewnętrzniania się (na jedno kopyto). Uderzają w podniosły ton, nawet potrafią sformułować zdania bliskie tych Coelho. To stało się trochę zbyt powtarzalnie, nie uważasz? Ja się zmęczyłam. Ile jeszcze osób planuje wypowiadać się o gołąbeczkach czy przymiotach uczuć? Znajomi z Kanady wpadli do Barcelony i jeśli każdy z osobna walnie podobną gadkę, opowiadanie stanie się zupełnie niestrawne oraz utonie w tęczy. Perspektywa jest przerażająca. Na koniec wspomnę, że planowałam za zapowiadaną odmienność rozwodnika nagrodzić Cię podwyższeniem oceny. Naprawdę: gdyby Alves powiedział jej na początku, że nie chce o tym rozmawiać, zbył ją grzecznie, wystawiłabym ostateczną notę co najmniej większą o połówkę. Albo nawet cały stopień. Skupmy się teraz na pytaniach, które chciałabym, byś sobie zadała i odpowiedziała na nie w miarę możliwości. Dlaczego Heather nie ma bliskiego znajomego z problemami, który potrafiłby się wyróżnić? Introwertyczność, niechęć do rozmawiania o uczuciach jest przereklamowana? Trudna do napisania? Nieatrakcyjna? Miło by było, gdybyś rozumiała, że istnieją ludzie, którzy nie lubią paplać o miłości i związkach, tym bardziej jeśli są w środku bagna rozwodowego. Wypicie pewnej ilości alkoholu również automatycznie nie równa się takim gadkom. Wiesz, nie twierdzę, że o to Ci dokładnie chodziło, ale przez ten fragment sprawiasz wrażenie, jakbyś usilnie chciała pokazać, że z Heather jest słodkie słoneczko malujące uśmiech na twarzach wszystkich wokół (których lubi). Bardzo sztucznie wyszło.
Wraz z końcem rozdziału ósmego zakończyła się popijawa. Pamięta ktoś moją uwagę na początku tej oceny, że mam nadzieję, iż wpadka z latami będzie jednorazowa? „- Sześć lat.” Tak twierdzi Heather. Znowu. Proponuję zastanowić się, jak to wreszcie z tym czasem w opowiadaniu jest.
Od samego początku niepomiernie irytował mnie brak w tekście wieku bohaterów. Piłkarze to małe piwo, mogłam sobie policzyć ich lata z pomocą wujka Google. Nie twierdzę jednak, że to usprawiedliwia braki w tekście, ale skupmy się na razie na gorszym problemie. Heather. Z początku myślałam, że nie będziesz rzucać wszystkimi informacjami na raz, ale po przeczytaniu rozdziału piątego miałam serdecznie dosyć. Postanowiłam niezbędną mi informację wyliczyć, co na szczęście udało się zrobić w przybliżeniu dzięki opowiastce Heather o życiu w Kanadzie i datom z prologu. Skoro w szkole średniej spędziła dwa lata, wyleciała z Hiszpani, mając... szesnaście? Góra siedemnaście. Nie spodziewałam się tego po prologu. Trzymając się głównego wątku, skoro spędziła trzy lata na uniwerku, to do Barcelony wróciła, mając dwadzieścia jeden, dwadzieścia dwa lata. Oczywiście jeśli założymy, że bohaterka ukończyła ten najniższy szczebel (widziałam program związany z architekturą aż na siedem lat, trzy to dość mało; szkolnictwo Kanady jest pokręcone). No i nie brałam prowincji Quebec pod uwagę, bo w takim przypadku opowiadanie nie trzymałoby się kupy. Wspomniałam na początku akapitu, że nic nie usprawiedliwia braków w tekście. Zakładka to dodatek, nie powinno traktować się jej jako jedynego miejsca składowania ważnych informacji. Nawet jeśli oceniałabym opowiadanie na podstawie kryteriów, również zwróciłabym na to uwagę i dodatkowo odjęła punkty.
Opisy przeżyć wewnętrznych traktujesz jako najważniejsze. W porównaniu do reszty było ich zdecydowanie najwięcej, zostały najmocniej rozbudowane. To widać od samego początku. Do innych opisów podeszłaś z mniejszym zapałem. Jest ich akurat tyle, by braki nie rzucały się zbyt nachalnie, co nie znaczy, że nie widać traktowania po macoszemu. Gdy odłożyłam lawinę przeżyć wewnętrznych na bok, zauważyłam niezwykle ubogie przedstawienie wyglądu postaci. Nie pamiętam ani jednego porządnego fragmentu, naprawdę. Jeśli już coś określasz, chyba najczęściej jest to kolor włosów, ewentualnie sylwetka, dwa słowa o ubraniu. No i dziwnym trafem jeszcze nie spotkałam u Ciebie postaci, którą po prostu narrator określiłby mianem nieatrakcyjnej. Może ktoś nie powala urodą, ale nie „poinformowałaś” o tym. Spróbuj nadać bohaterom coś charakterystycznego, bo na razie zlewają się w szarą, jednakową masę. Niekonieczne (a właściwie niewskazane) jest ładowanie co chwila akapitów „on był/miał/wyglądał”, ale dołożenie zdania to tu, to tam i szczegółu pomiędzy jedno a drugie słowo wyszłoby na dobre. Dodatkowo, otoczenie bohaterów również przedstawia się nieciekawie. Niby czytelnik wie, gdzie dana postać aktualnie się znajduje, ale ciężko wyobrazić sobie scenerię. Postaraj się na przyszłość dopracować tło.
Heather jest trochę dziecinna, nieco wyblakła. Dziwi i przeraża ją miska w łazience (wciąż nie ogarniam tego fragmentu i nieprędko zacznę, tak czuję), bardzo lubi wywalać na wierzch jęzor, przekomarzać się. Nie oczekiwałam zbyt wiele po jej postaci. Ponadto wciąż zaskakuje mnie, że nie irytuje innych bohaterów. „- To tym bardziej masz mi powiedzieć! A nie siedzisz, dąsasz się i mnie jeszcze w dodatku zbywasz! Tak się nie robi Villa, jasne?” Villa nie może być przygaszony, przeżywać czegoś w sobie, bo Heather to się nie podoba i dostaje wściku? Panna Montenegro musi zaspokoić ciekawość i swoje pragnienie uwagi (to naprawdę nie brzmiało jak czysta troska, tylko jej reakcja trąciła dziecinnością „zrób to, bo ja tak chcę!” i trochę egoizmem). Może i Villa potrzebował jedynie zachęty, by się wygadać, ale to nie czyni wypowiedzi Heather bardziej sympatyczną.
Inni też potrafią być upierdliwi w swoim zdobywaniu informacji. „Dobrze wiesz, że to z ciebie wyciągnę. Będziemy tu siedzieć dopóki mi nie powiesz. Nie dam się tak łatwo zbyć.” Nawet się nie zdziwiłam, jak to przeczytałam. Część piłkarzy po tych ośmiu rozdziałach sprawia wrażenie grupy sępów wypatrujących z uwagą przejawów złego humoru Heather, by w odpowiedniej chwili z workiem mądrości rzucić się do ataku.
Pan Montenegro martwi się, jest miły, dużo pracuje, nie wchodzi córce w drogę. Więcej się o nim nie dowiadujemy. To kolejna dobra postać wspierająca Heather. Nie mam zielonego pojęcia, jak wygląda. Może być nawet łysy, z rudą brodą, posiadać pięć podbródków, cierpieć przez brak nogi, nosa i brwi, ale nikt nie kwapił się, by przybliżyć czytelnikowi cokolwiek... Ze względu na brak opisów widzę go jak bliżej nieokreślony kształt, który czasem coś powie. Taka biała plama obrysowana czarnym konturem i układająca w się w schematyczny rysunek mężczyzny w stylu ludzików zdobiących wejścia do toalet publicznych.
Vivienne mogłaby zostać ciekawą postacią, gdybyś spróbowała poświęcić jej więcej uwagi. Na razie to klasyczna zła bohaterka w krainie kucyponków (o całym lukrze dokładniej napiszę niżej). Skoro potrafiła aż tak zamieszać w życiu Heather i Francesca, wierzę, że coś w sobie ma. Prawdopodobnie. Na razie tego nie widać. W tym momencie jest prosta jak budowa cepa. Niedawno uciekła, ale liczę, że wróci i w tej historii rozwinie jeszcze skrzydła.
Natężenie lukru niemal wpędziło mnie w chorobę. Kochanie/jesteś moim przyjacielem/to musi być miłość/jesteś taka śliczna/masz się uśmiechać... Mogłabym walnąć z parę linijek podobnych tekstów, które wyłapałam z treści. To ciągłe słodzenie sobie, pocieszanie, opowiadanie o miłości, przytulanie, zapewnianie o uczuciach działało na mnie drażniąco. Jestem zdania, że wszystko ma swoje granice. Lubię czasem poczytać coś wyjątkowo puchatego, ale Ty przekonałaś mnie, że jednak mam pewne limity. Kiedy z niemal wszystkich ust wysypuje się cukier, po pewnym czasie słodyczy robi się za dużo — to chyba oczywiste. Twoje opowiadanie określiłabym (góry przepraszam za wyrażnie, ale według mnie jest najbardziej trafne) jako słodko pierdzące. Problem rozwodów jeszcze jakoś trzyma wszystko w kupie tak, że lukier mieści się na skali (ledwo), ale według mnie rozpad rodziny Davida i Alvesa to bardziej zasłona dymna niż urozmaicenie. To takie przypominacze, że w opowiadaniu mamy do czynienia z dorosłymi ludźmi, których zwykłe życie nie rozpieszcza. Szkoda właśnie, że przypomnienie jest w ogóle potrzebne, a nie czuje się tego od początku do końca. Ciężko też zapomnieć, że problemy rozwodowe w Twoim opowiadaniu świetnie tworzą sytuacje, w których postacie mogą się popisać umiejętnością paplania o uczuciach.
Siłą rzeczy dialogi nie są na najwyższym poziomie. Najczęściej opierają się na tanich gadkach o związkach, uczuciach. Omówiłam to wyżej, toteż nie zamierzam robić tego ponownie. Generalnie ocierasz się o kicz, jakbyś pisała kiepskie amerykańskie powieścidło. Najgorsze jest to, że Twoje dialogi potrafią być nawet swobodne, nie sztywne i napakowane drzazgami jak sklejka. Ba, gdy dochodzi do rozmowy o czymś zwyczajnym, a postacie nie wpadają na „genialne” pomysły, nie rodzą kuriozalnych reakcji (myszka mickey była tak straszliwym przezwiskiem, że aż wcale się nie przejęłam), tylko bez udziwnień się przekomarzają, zdecydowanie stwierdzam, że masz możliwości. Coraz częściej dopada mnie myśl, że gdybyś postarała się na większą różnorodność, może nawet zmianę gatunku, poszłoby Ci lepiej. Mam wrażenie, że dialog o uczuciach przychodzi Ci łatwo, więc nie zastanawiasz się nad nim głębiej, bo to jest coś, co znasz, i jeśli musiałabyś stworzyć tajemniczą konwersację dwójki kryminalistów, podeszłabyś do zadania z większą ostrożnością i namysłem. Nawet gdy w planach masz dokończenie historii Heather w ten sposób, polecam poćwiczenie do szuflady przeróżnych dialogów na najdziwniejsze tematy. Nie musisz unikać płomiennych wyznań — właściwie dobrze byś poćwiczyła to, co już kuleje — po prostu nie skupiaj się zbyt długo na jednym. Krótkie, niezobowiązujące scenki nie muszą się w ogóle ze sobą łączyć, wiadomo. Pomoże Ci to również w budowaniu postaci, ponieważ poprzez wypowiedzi ukazuje się charakter bohatera, oraz opisów, bo nie tylko wypowiadane kwestie są ważne.
Narracja to kolejny problem. Jeszcze zrozumiałabym inną w prologu i zmianę w tak zwanej części właściwej, ale gdy nagle w rozdziale drugim następuje przeskok na pierwszoosobówkę, ciężko być zachwyconym. Szczerze mówiąc, wygląda to bardziej na wpadkę niż zamierzony efekt. Jakbyś zapomniała, w jaki sposób pisałaś część wcześniejszą. Załóżmy, że zrobiłaś to z pełną świadomością. Właściwie po co? Skoro ta narracja bardziej pasuje Ci do wizji opowiadania/prościej Ci się pisze, czemu nie poprawisz pierwszych części? Mam tylko nadzieję, że w przyszłości nie zdecydujesz się na kolejne zawirowania narracyjne. Nie ma potrzeby robienia bałaganu bez dobrego uzasadnienia... Wykrakałam. Perspektywa Davida tylko wzmaga chaos. Jeszcze wszystko wyglądałoby inaczej, gdyby nie ta nieszczęsna narracja trzecioosobowa na początku. Wtedy uznałabym zmiany perspektywy za dość częsty sposób pisania obierany przez autorki blogowe. Wiesz, na co teraz czekam? Na narrację drugoosobową wciśniętą gdzieś zupełnie od czapy.
Niestety, to nie jedyne niedociągnięcie. Z samym czasem również miałaś problemy. W tym przypadku jednak to błędy najpewniej zrobione w pośpiechu. Ogółem używasz czasu przeszłego, ale bywają momenty, kiedy nagle przeskakujesz na teraźniejszy. Na przykład jak tutaj:
„Do jedenastej mam jeszcze ponad dwie godziny, więc nadal istnieje możliwość, że mi się znudzi i sprawię, że przestanie śnić o opalonych blondynkach u swego boku.”
Czy tutaj:
„Na jednej ze ścianek są przyklejone czarne literki, tworzące moje imię.”
Niedbałością sama wyrządzasz sobie krzywdę. Poświęcanie opowiadaniu zbyt małej ilości czasu odbija się nie tylko na jakości tekstu, ale także na czytelnikach. (Obecnie sporo bloggerów wyczerpująco komentuje, ale pewnie liczba opinii mogłaby być większa.) Nie jestem pewna, czy masz umiejętności, by w obecnym stadium porządnie wygładzić swój styl, jednak nie wątpię, że większe zaangażowanie znacznie zmniejszyłoby nierówności. Pozwól napisanym rozdziałom odleżeć nawet parę dni i więcej. Twoje spojrzenie będzie bardziej świeże, krytyczne i mniej wpadek zostanie pominiętych. Zauważysz też za duże natężenie zdań zaczynających się od spójników. Ten zabieg może być korzystny, ale w momencie, gdy przesycimy nim tekst, dajemy pokaz kiepskiego warsztatu.
Nie sadzisz tylu błędów co na początku. Nie nastąpiła wielka zamiana, ale małe kroczki do przodu są dobre. Poniżej pokażę Ci przykłady dziwnych czy niepoprawnych zdań, które podczas czytania najbardziej wybiły mnie z rytmu czytania itp.
„Jednak w momencie, gdy sytuacja panująca między nimi nie zmieniła się, a wręcz pogorszyła (…)” Zdanie zwyczajnie nie ma sensu, ponieważ zostało źle ułożone (niepoprawnie użyłaś partykuły „wręcz”).
„- Jestem tu! Realna jak nigdy – zaśmiała się, podchodząc do zagraconego biurka i gdy wreszcie poderwał się z fotela, mocno go przytulając.” Tutaj nie mogłam się powstrzymać, parsknęłam śmiechem aż miło. Sensu za grosz nie ma. Z fragmentu wynika, że ktoś poderwał się z fotela, tuląc do siebie siedzisko. Urocze, ale niezamierzone. Ogólnie to świetny przykład złej konstrukcji zdania, a ten błąd powtarza Ci się zbyt często.
„Kolejna z tych, które nic nie wnoszą, pomyślała, zatapiając usta w jabłkowej cieczy.” Jeśli czytam tekst napisany luźnym, dość prostym stylem i nagle wyskakuje mi zatapianie ust w jabłkowej cieczy, ciężko się nie zdziwić. Kombinowanie nie zawsze wychodzi na dobre, lepiej napisać coś prościej. Picie soku wcale nie brzmi źle. Na pewno naturalniej od Twojej wersji.
„Zrozum mnie. Proszę - mamrotałam jak szalona, cofając się kilka kroków do tyłu.” Masło maślane. Przecież nie można cofać się do przodu.
„Nie interesowało mnie nic poza dwoma krzesełkami, na których siedzieliśmy i nami.” Czyli rozumiem, że na krzesłach siedzieli jeszcze czymś innym niż tylko swoimi ciałami? Oto bardzo dobry przykład, dlaczego trzeba dbać o interpunkcję. Gdyby przecinek znajdował się przed spójnikiem, nie wyszłoby takie dziwo.
„Uśmiechnął się od ucha do ucha, okręcając mnie wokół mojej prywatnej osi.” Moja prywatna oś rozłożyła mnie na łopatki.
Ogólnie powinnaś bardziej pilnować zdania, bo wychodzą kwiatki (jak głośno śmiejące się rolki). Również uważaj na:
— powtórzenia np. „Starałam się wyrzucić to ze swojego umysłu tak samo jak chciałam wyrzucić i ją samą, ale oczywiście nie było z tym tak łatwo. Jakby nie było przyjaźniłyśmy się od dziecka. Co więcej - jesteśmy kuzynkami. Jesteśmy rodziną. Przez ten fakt jest mi jeszcze trudniej.”
— przecinki np. „Zrezygnowała skinęłam głową i czekałam na to co powie dalej.” brak przecinka przed co (plus błąd w słowie zrezygnowana — napisałaś zrezygnowała).
— literówki np. „Przylazłaś do mnie mając nadzieję, że już się dawno upiłem i nie zauważę, że coś się smuci?” cię, a nie się.
— błędny zapis dialogów — używamy pauz lub półpauz (ale jednego wariantu w całej publikacji), a nie dywizów.
Twoje opowiadanie ma swoje plusy, o których wspomniałam wyżej. Gdybym jednak na szali położyła wszystkie za i przeciw, te nieliczne pozytywy nie potrafiłyby sobie poradzić z przewagą niedociągnięć i wad. Sądzę, że wciąż wiele przed Tobą. Nie wiem, ile już piszesz, ale określiłabym Cię jako autorkę wciąż początkującą. Na pewno nie mogę Cię skreślić (i nie zamierzam tego zrobić), ponieważ potrafisz wpaść na niezły pomysł i ciekawie go zrealizować. Na chwilę obecną historia Heather zasługuje na ocenę dopuszczającą.
Życzę wena i powodzenia w dalszym pisaniu.
gdzie twoja ocena plotkaro? miała być wczoraj.
OdpowiedzUsuńNigdzie niczego takiego nie napisałam. Napisałam, że od 7.12 zaczynam oceniać, co nie jest równoznaczne z tym, że 7.12 ukaże się ocena.
UsuńNie będę komentować samej treści, choć ją przeczytałam, ale mam jedno "ale", co do "dywiz". Jeżeli ktoś nie piszę w Wordzie, to mamy na klawiaturze tylko jeden znak, które nie jest półpauzą, ani pauzą, a właśnie tym łącznikiem, co zwie się chyba dywizą, więc... to może częściowo jest błąd, ale jak ktoś nie lubi lub nie może pisać w Wordzie, a pisze od razu na blogu, to tak już jest
OdpowiedzUsuńA i żeby nie było, to nie jestem autorką bloga :P, bo ona pewnie wypowiedziałaby/wypowie się z pewnością dłużej ;)
UsuńSpokojnie, wszystko da się zrobić i bez Worda. http://zasoby.open.agh.edu.pl/~09sdczerner/strona/page/znaki_specjalne Proszę, tutaj mamy wszystko. Wystarczy skopiować odpowiedni kod.
UsuńZresztą sama nie uznaję wyjaśnienia, że skoro pisze na blogu to cośtam. Jeśli ktoś nie chce ułatwienia, jakim jest edytor tekstu, to powinien poradzić sobie innym sposobem. Błąd to błąd. Wiadomo, że źle postawiony dywiz to nie jak ortograf, ale czemu by nie pilnować poprawności, skoro w tym przypadku jest to łatwe i niezwiązane z milionem zasad (jak interpunkcja)?
Za prędko skomentowałam ;P. W sumie nie wiedziałam o tym, że jest coś takiego, więc dziękuje ;). Tyle, że taki Word... najczęściej pełną wersje można uzyskać poprzez kupno jego. A tak jest wersja demo albo... albo pewnie, gdzieś da się ściągnąć, choć osobiście nie cierpię Worda za te ogromne odstępy.
UsuńAle z tego, co wiem, to OpenOffice jest darmowym programem z korektą itp. Chociaż nie jest pewnie tak "zaawansowany" jak Word, to również dobrze pełni swoją funkcję.
UsuńTen dywiz, nie ta dywiza, także "ale" co do "dywizu" i nie zwie się "dywizą", a "dywizem". :)
UsuńJakie ogromne odstępy?
jeżeli piszesz w Wordzie to masz znaczące odstępy dla niego. Napisz coś na Onecie i porównaj oba publikowane ;). A dziękuję, w sumie przedwczoraj o tym czytałam i dopiero się o czymś takim dowiedziałam, więc ;D
UsuńO jakie odstępy chodzi xD?
UsuńTeż mnie to zastanawia teraz o_O
UsuńMasz na myśli interlinię? O.o
UsuńAle to bez sensu, przecież interlinię da się regulować O_o?
UsuńAnonim przyszedł, zarzucił temat irytująco dużych odstępów, a potem zniknął, a trzy laski teraz siedzą z łotdefakiem na twarzy i zastanawiają się, o co chodziło. xD
UsuńDokładnie!
UsuńCiekawe czy wróci i wyjaśni, bo jak nie... to nie zasnę! : D
No, ja nie mogę zasnąć.
UsuńZastanawiam się, czy Ty przypadkiem w nocy nie knujesz czegoś. Np. planu zagłady świata.
UsuńJa bym planowała.
Czasami mi się zdarza, kiedy nie śpię do szóstej trzydzieści, czekając, aż znajomy wsiądzie do pociągu i napisze, czy wszystko okej.
UsuńJa często w piątki nie śpię od 5, czekam na pociąg o 6;40 i zastanawiam się czy wsadzę chociaż stopę do pociągu :f. Tak nawiązując do tych pociągów.
UsuńNie powiem, ale takie kopiowanie jest pracochłonne
OdpowiedzUsuńWiem, że jest pracochłonne, bo nie znam skrótów w klawiaturze (ponoć są) czy innych sposób na pauzy i je kopiuję. Zawsze. Taki ze mnie nieprzystosowany człowiek.
UsuńJa do Listopadowej z uprzejmym zapytaniem: zaczęłaś już może oceniać bloga cmentarz-mojej-autonomii? Bo chciałam sobie popoprawiać błędy z rozdziałów, które wypisano mi na dwóch poprzednich ocenialniach (fuck yeah! Wreszcie znalazłam na to czas, jestem pod wrażeniem własnej genialności xD).
OdpowiedzUsuńJeśli już zaczęłaś, to poczekam i poprawię je sobie po ukazaniu się Twojej oceny.
Całuję,
Leszczyna
właśnie sobie piszę, ale poprawiaj je sobie, bo jestem dopiero na prologu ; D
UsuńCzy Wy wiecie, że już 18.12 mam pierwszy egzamin?! O.o
OdpowiedzUsuńJaki egzamin? Bo ja się nie bardzo w tych rzeczach na studiach orientuję...
UsuńNo taki sesyjny. Na koniec danego przedmiotu. Co prawda to jest termin zerowy, ale jednak.
UsuńW grudniu jeszcze? Ja zerówki mam zazwyczaj tydzień, maksymalnie dwa przed sesją. : o
UsuńNo właśnie w grudniu. Dziwne, prawda?
UsuńNawet bardzo dziwne : o.
UsuńPrzynajmniej dowiem się na tym terminie zerowym, co będzie na egzaminie, bo byłam tylko na 3 wykładach xd
UsuńNieładnie, Plotkaro, nieładnie!
UsuńOj tam zaraz nieładnie.
UsuńCzy ja wiem, czy nieładnie? To kobieta wszystko poprzestawiała i z wykładów co 2 tygodnie zrobiła wykłady co tydzień, a nie zawsze chce mi się siedzieć do 20 w dzień, po którym następuje matma i ciągłe kolokwia z niej.
UsuńZwiększyła Wam dwukrotnie liczbę wykładów? Nudzi się jej?
UsuńI nie dość, że co tydzień to jeszcze trwają po 2,5 h każdy ; )
Usuńo borze. nasze wydziały są obok siebie, więc niech Twoja profesor (lub doktor) nie przychodzi na WNS! :<.
UsuńChociaż w przyszłym semestrze mam prawo własności intelektualnej i wykłady są OBOWIĄZKOWE, trzy godziny, co dwa tygodnie. Z facetem, który odchodzi na emeryturę w przyszłym roku akademickim i jest strasznie nudny. Prawo mediów to istna katorga z nim :(
A jak wygląda egzamin z tego? Może warto się przemęczyć?
UsuńEgzamin z prawa mediów?
UsuńRzuci Ci pytanie dotyczące artykułu, który musisz znać na pamięć, ale jeżeli zacytujesz, by łatwiej Ci napisać o co chodzi to i tak masz 0 ptk. Z tego egzaminu jest najwięcej warunków :f
Beatryczne, jest mi to obojętne, za który mój tekst się weźmiesz. Oceń ten, który najbardziej ci odpowiada gatunkowo :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Mam pytanie. Czy jeśli jestem w kolejce od jakiegoś miesiąca, a nadal w kolejce jestem z tyłu to jeśli zakończę bloga przed otrzymaniem oceny, to ocenicie go czy nie? |
OdpowiedzUsuńZgłosiłam go "za czasów" publikowania
To zależy od oceniającej. Generalnie w regulaminie pisze, że nie oceniamy blogów zakończonych, więc musisz rozmawiać z tym, u kogo w kolejce jesteś. A że nie napisałaś u kogo w kolejce jesteś, to już inna bajka...
UsuńTwoja ocena skłoniła mnie do rozważań nad tym, dlaczego przyjaciele trzymają się za ręce. Przytulanie ok, ale trzymanie za ręce?
OdpowiedzUsuńI ten fragment o Coelho zmienił moje życie na lepsze. Hahaha. Nie wiem dlaczego, ale ten facet do mnie nie trafia...
Ja w zimę zazwyczaj idę pod rękę z moją Asią, bo obie się zabijamy na chodniczkach :D. Ale za rąsie raczej się nie trzymamy, gdy idziemy gdzieś.
UsuńNajbardziej mnie śmieszy dawania sobie buzi w usta. W policzek na powitanie to spoko, ale też nie z każdym, ale jak idę koło wydziału i stoi grupka dziewcząt pierwszorocznych i cmokają się w usta, to bleh ;d
Dobrze, że na IF nie ma takich dziewcząt ; D
UsuńA czemu trzymanie się za ręce u przyjaciół jest złe?
UsuńW kontekście tego opowiadania jest to co najmniej dziwne.
UsuńO matko jedyna! Zobaczcie, co zrobili z Krytycznymi na Onecie ; (
OdpowiedzUsuń*tuli* :**
UsuńHej, hej :* Nie odzywam się, ale studiuję bardzo intensywnie ;D. Piszę, bo mam pytanie do Ciebie, Plotkaro - masz jakiś kontakt z Tą Na Wu? Dawno temu do niej napisałam i cisza...
OdpowiedzUsuńDawno z nią nie rozmawiałam niestety.
UsuńOpowiadaj, jak na studiach! : )
Nie narzekam, jednak filologia polska to jest to, o czym marzyłam :D. Ciężko, dużo czytania, generalnie naukę mamy z dwóch przedmiotów: literatury staropolskiej i gramatyki opisowej. Gramatyka to koszmar, w życiu bym nie pomyślała, że o samogłoskach i spółgłoskach może być tak wiele informacji niezbędnych do przetrwania studiów. A jednak. Niemniej jednak życie osładzają mi inne przedmioty, choćby stylistyka praktyczna z Panią Babcią ( ma 70 lat ;D) czy elementy redakcji i korekty tekstu (niczego się tam nie nauczyłam, ale całkiem śmieszny facet to prowadzi). A jak u Ciebie?
Usuń70 lat to i tak niewiele. Mój chłopak ma zajęcia z kobietą po 90... A na instytucie matematyki jest takich prawie stulatków kilku!
UsuńMoje studia są... dziwne. Mało osób, ciężkie przedmioty, mili wykładowcy. Już wiem, że będę mieć jeden warunek, ale czego się spodziewać studiując w Instytucie Fizyki xd
Koleżanka z kierunku ma licencjach z filologii polskiej i mówi, że te samogłoski, spółgłoski i jakieś odmiany to była rzeźnia xd
Hej dziewczęta! :* Pamiętacie mnie jeszcze? :) Widzę, że jednak przeniosłyście się na blogspot. I jak Wam się tutaj pracuje? Co w ogóle słychać u Was? Tak dawno tu nie zaglądałam...
OdpowiedzUsuńPamiętamy i tęsknimy : ). Na blogspocie jesteśmy od 1.11, ale mam wrażenie, że minęły wieki, wiesz? Sporo mam na głowie i ten czas tak z jednej strony szybko mi ucieka, a z drugiej ciągle jest go za mało. Obawiam się, że taki stan potrwa już do końca życia i może być jeszcze gorzej : ).
UsuńOpowiadaj, co u Ciebie! : **
Ja też tęsknię :* Chciałabym tutaj wrócić, ale na razie nie mam niestety możliwości. To całe odczulanie i walka z astmą całkowicie mnie wykończyły. Pół wakacji spędziłam w szpitalu, a drugie pół w sanatorium, co wspominam dość miło. Naprawdę poznałam dużo świetnych ludzi, z którymi do tej pory utrzymuję kontakt. Na szczęście szkoły nie zawaliłam, od września normalnie chodzę, chociaż muszę jeździć do lekarzy na kontrolę, więc trochę tych nieobecności mam. Ale daję radę :) Warto było zdecydować się na odczulanie, bo teraz żyje mi się zupełnie inaczej ;p
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że mój znajomy coś takiego miał. Obecnie bierze jakieś zastrzyki raz na jakiś czas i wszystko jest ok : ). W takich zdarzeniach najfajniejsze są znajomości ; D. Cieszę się, że nie zawaliłaś szkoły. Gnębią Was sprawdzianami w szkole przed świętami? Będziecie mieć wigilię klasową? ; )
UsuńW piątek mamy wigilię :) A ten tydzień w miarę luźny jest, w przeciwieństwie do dwóch poprzednich, kiedy to miałam codziennie jakiś sprawdzian ;/
OdpowiedzUsuńMiałam bardzo podobnie ; ) Ten tydzień to taki wstępny relaks przed świętami i potrzebny relaks po kolokwiach.
UsuńNiech mnie ktoś zmotywuje do oceniania... Wreszcie mam na to czas, a chęci zero. Im dłużej nie oceniam, tym trudniej mi do tego wrócić...
OdpowiedzUsuńPlotkara.
Zmotywowałabym cię, ale samej idzie mi to jak krew z nosa xD
UsuńListopadowa
Plotkaro, zarzuciłabyś mi swoim mejlem? :) Mam małą sprawę. :D
OdpowiedzUsuńkrytycznooceniający mail: ocenyoceniajacych@op.pl
UsuńZauważyłyście jaki zastój panuje na ocenialniach? Wszędzie pusto, wszędzie jakoś tak niewiele się dzieje.
OdpowiedzUsuńOd dziś mam wolne, a to oznacza, że... zabieram się za pisanie preferencji a potem za oceny. Najwyższy czas, trzeba korzystać : )
OdpowiedzUsuńteż mam wolne, ale mam zrobić dziwną pracę zaliczeniową i przeraża mnie ilość materiału do sesji, ale to w sumie dobrze, żeby się nie uczyć będę oceniać : D
Usuńhahaha, ulubiona wymówka w przypadku nauki - oceny xD
UsuńWitam,
OdpowiedzUsuńPlotkaro, mam do Ciebie pytanie odnośnie preferencji. Czy ukażą się one na dniach (mam na myśli przed świętami, czy po), gdyż prawdopodobnie w sobotę/niedzielę opublikuję nową ocenę, a wiem też, że sprawdzasz jej długość i pytam się, czy to nie będzie dla Ciebie problemem ;)
Pozdrawiam i ścielę się,
Psia Gwiazda.
O raaaaju! Krytyczne na blogspocie! Pierwsze wrażenie - szok, ale i tak jest świetnie! ;) Akurat dziś, z racji tego nadchodzącego końca świata chyba, zebrało mi się na blogowe wspomnienia i tak odwiedzam wszystkie znajome zakątki, więc trafiłam i tutaj, a jakże! ;) I co widzę - studeentki, zmiaany. Jak ten czas leci. ;o I Antonówka nawet zajrzała! A z mojej strony cisza, bo dostęp do konta na gadu straciłam bezpowrotnie, a razem z nim wszystkie numery, niestety. Dlatego, Plotkaro, mam prośbę - mogłabyś jakoś przekazać Antonówce (o ile, oczywiście, masz taką możliwość) mojego maila - sonrisa@opoczta.pl? Byłabym wdzięczna! ;) No i co u Was słychać? Jak tam przygotowania do świąt? I do końca świata? ;d
OdpowiedzUsuńTa Na Wu
Ps. Nawet nie pamiętam, czy w moim nicku były spacje, czy nie. ;o No pięęęknie! ;D
Nie trzeba, Antonówka rzadko się tu udziela, ale baaardzo często zagląda ;D
UsuńAntonówka
Jeah! Teraz pewnie powinniśmy paść sobie w ramiona czy co tam robią bohaterzy amerykańskich seriali w takich sytuacjach ;d
UsuńTa Na Wu
powinnyśmy* ofc. ;d
OdpowiedzUsuń