piątek, 7 czerwca 2013

[2515] dolcze.blogspot.com

Ocena bloga: dolcze

Pierwsze wrażenie: 
Adres kojarzy mi się jednoznacznie z firmą, której nazwy nie śmiem wymawiać, bo komentatorzy uznają to za kryptoreklamę, a moje ego znów zostanie zdeptane pod postem. Dlatego przejdę do sedna sprawy i zajmę się przykładowo napisem na belce, który mnie mile połechtał.
Write drunk; edit sober. Zawsze myślałam, że pisanie po pijaku to jakieś odstępstwo od normy, a tu taka niespodzianka na wstępie. Myślę, że trafiłaś z tym w sedno bloga. Cytat na samej górze też niezgorszy, aczkolwiek wszelkiego rodzaju cytaty od zawsze wydawały mi się mało fajne i bez polotu. Co poradzić – tak już mam, jedni nie lubią zupy buraczanej, a ja zdecydowanie nie lubię cytatów.
Patrzę sobie na ten Twój blog i oczom nie wierzę. Kilka razy odświeżałam stronę, bo myślałam, że mi coś przeglądarka szwankuje. Otóż nie szwankuje. Mina mi zrzedła, nie znalazłam tam nic prócz stada szarych i zielonych liter, które po dłuższym wgapianiu zaczynają się rozjeżdżać na wszystkie strony i śmiać ze mnie, jaka to ja głupia, jaka naiwna z tymi swoimi nadziejami na szablon.
żyję życiem. żuję życie. mieszkam sobie w podtekstach i papierosowym dymie. To sobie mieszkaj, tylko pamiętaj, że papierosowy dym to podobno świństwo wielkie i przeogromne jak ognie piekielne jest.
5/10


Szata graficzna: 
Szablon to masz oszczędny jak budżet w Sudanie. Jestem fanką minimalizmu i monochromatyzmu, ale bez przesady. Oglądając Twój blog, momentalnie wpadłam w grobowy nastrój. Jedynie te zielone litery starają się urozmaicać blog, ale średnio im to wychodzi. Mogłaś potraktować bloga jakimś najmniejszym akcentem, który mógłby służyć za szablon. Zdjęcie? Malutki obrazeczek? Może nagłóweczek? Istnieje dużo blogów i stron internetowych z gotowymi szablonami lub poszczególnymi elementami, które tylko wklejasz i gotowe. Może warto się nad tym zastanowić? Bo u Ciebie w tym momencie to grafika uciekła i zginęła w odmętach Internetu, nie raczyła wrócić bezczelna jedna. Co za tym idzie – nie mam czego oceniać. Wprawdzie wydaje się uporządkowane to wszystko, na swoim miejscu siedzi, nie próbuje uciekać, dlatego nie mam się czego czepiać, ale... ale właśnie nie do końca byłabym taka ufna temu porządkowi, gdyż wydaje mi się, że wszystkiego jest tu trochę za dużo. Archiwum wrzuciłaś gdzieś na samo dno bloga, siedzi tam biedne i czeka, aż ktoś je zauważy. Linki po prawej stronie trochę odstraszają.
Całość pasuje mi tak średniawo, nie wzbudziłaś we mnie specjalnych uczuć (ani bulwersacji, ani zachwytu). Takie to jakieś zwykłe, nic górnolotnego. Jednakże – szablon ma się podobać najbardziej Tobie, a nie mnie, więc się czepiać i rozwodzić nad tym nie będę.
6/10

Treść:
Czeka mnie długie rozgrzebywanie Twoich postów. Cztery lata to nie jaja – to brzmi śmiertelnie poważnie i przez chwilę powątpiewałam. W głębi gdzieś się ucieszyłam, że nie ma już postów z 2008 i 2009 roku, bo musiałabym spędzić 1001 nocy nad Twoim blogiem. Będę musiała wziąć się za siebie, zakasać rękawy i rozłożyć Twoje posty na części pierwsze. Tylko czy to ma sens? Przecież to się zgrabnie układa w jedną, spowitą mgiełką tajemnicy, nienachalną prawdę – Twoją historię. Historię, której ocenić się nie da. Starałam się największą uwagę skupić na tym, jak piszesz i w jaki sposób przekazujesz czytelnikowi swoje zmechacone myśli, bez nadmiernego oceniania Twojej osoby i życia. Było to dosyć trudnym zadaniem, gdyż Twój blog wywołuje naprawdę skrajne emocje.

someone who doesn't care
– czyli o oralnym orgazmie.
Post pierwszy. Cieszy mnie jakoś tak ten brak spektakularnego powitania z blogosferą i pierdzenia w d-moll na temat tego, czemu, dla kogo i po co. Post przeczytałam trzy razy i za każdym razem dostaję rumieńców na policzkach. Ukazałaś mi swoje myśli po mistrzowsku wręcz, bez zbędnych metafor, bez zbędnego silenia się na poezję, fleksję, dysleksję i inne takie. Pokochałam Cię wraz z pierwszym postem i gdybym nie była zajęta, to bym o rękę mogła prosić. Zlepek słów i zdań, którym mnie uraczyłaś, będzie mi się śnił po nocach. Mnie osobiście Twój styl pisania się bardzo podoba. To jest taka Twoja liryka wpleciona w prozę życia. Przyciąga i zachwyca swoją formą. Przynajmniej mnie.

Reszta postów z marca, kwietnia i maja 2010 roku przedstawia mi syntetycznie, jaka to zakochana i szczęśliwa jesteś, ale chyba motyle w brzuchu za bardzo się rozchacharzyły i wenę uszkodziły trochę trzepotem swych skrzydeł. Nie było to tak mistrzowskie jak post pierwszy, ale czyta się lekko, bez znudzenia, z zaciekawieniem wręcz. Trudno mi to ocenić na tym etapie, ale posty wiele tłumaczą i zachęcają do dalszego czytania i wgłębiania się w Twoją historię.

no title pt. XVII
Udajmy, że zrozumiałam, o co Ci chodzi. Zadowalasz mnie w pełni, podajesz swoją rzeczywistość w ładnym kolorowym opakowaniu, a ja rozpakowując, mam coraz większego banana na twarzy, pojawia się wspaniała muzyka i tęcza w mojej głowie, bo potrafisz opisać prozaiczną codzienność i uczucia w sposób przyzwoity, ciekawy i niewywołujący odruchu wymiotnego.

No title pt. XVIII, w domu będzie ogień, just take a walk, historia
Podoba mi się ten Twój monolog, który znajduje się w powyższych postach. Utwierdza mnie w przekonaniu, że z rozdwojeniem jaźni zgadłam i mogę dumą promieniować jak pół kilo uranu z bazaru od ruskich. Pięknie ujmujesz to, co Ci w głowie siedzi.

chyba przyśnił mi się sen
jedyne, co mnie o tym poinformowało to szybciej schnące skarpetki na balkonie.
Jedyne, co mnie boli, to brak „tego czegoś”, co przewijało się we wcześniejszych postach. Tak to już bywa – są spektakularne upadki, a później powroty do rzeczywistości. Tym postem zdecydowanie rzeczywistość rządzi, przy czym nie próbujesz na siłę czytelnikowi jej wciskać. Lekko i ciekawie, z delikatnym zamysłem artystycznym przekazujesz swoje myśli.

once and for all, dancing in the streets
Koszmary, nieprzespane noce, badtripy, puste pudełka po Acodinie – śmiem twierdzić, że wszechobecna wszędzie dekadencja i zgnilizna wewnętrzna wychodzą na światło dzienne bloga. Ładnie i pokrótce wszystko powyższe ubrałaś w słowa, doprawiłaś lekką liryką, ale jakoś tak mi apetyt rośnie w miarę jedzenia i muszę przejść dalej.

najbardziej ciężkostrawnych myśli
robi się tak bardzo, bardzo fioletowo.
Robi się tak bardzo, bardzo paranoidalnie, panno Dolcze, a mnie się podoba i mogę dać się temu pochlastać.

Reszta postów z lipca jest bardzo krótka, czasami trafi się post jednowyrazowy. Przy większości nie mam zielonego pojęcia, o czym do mnie rozmawiasz, niemniej jednak bardzo mi się podoba to wszystko.

toke about it
Jesteś Magda, tak? Bardzo mi miło, Stefan jestem.
Czytam Twojego bloga od początku i mogłabym na jego podstawie wyrysować sobie sinusoidę Twoich bardzo złych, złych, lepszych i najlepszych momentów z życia. Wszystko niby spowite jest tajemnicą i niedopowiedzeniami, a jednak wyłania się z tego myśl przewodnia. Podejrzewam tylko, że osoby niemające żadnego pojęcia o narkotykach i przeżyciach z tym związanych po prostu nie zrozumieją Twoich postów i Ciebie. Niestety, dla jednych Twoje posty będą bełkotem, dla innych poezją, dla jeszcze innych słowotokiem wywołanym burzą hormonów spowodowaną przez substancje psychoaktywne.

Posty z sierpnia dają mi dużo do myślenia. O tęsknocie, zagubieniu, o uczuciach, które przelewasz na bloga w sposób mnie jak najbardziej odpowiadający. Pozwalasz mi wkroczyć w swoją sferę intymności, w świat, który ma swoisty klimat. Klimat nieklimatyzowanego pomieszczenia dla palących – przez chwilę wydaje się być duszno i śmierdząco, ale po jakimś czasie jestem już uzależniona od tego nikotynowego dymku i mam chęć weń powracać. Louise siedzi pod łóżkiem. Mniemam, że to symbolizuje pewną walkę z samym sobą o autonomię? Bardzo ładnie to ujmujesz. Muszę natomiast dodać, że wielu postów po prostu nie da się ocenić – są zbyt osobiste. Tobie mówią one wiele, a mnie nic.

all tomorrow parties
musisz biec, biec, biec, biec, biec, wziąć tabletkę albo i dwie. biegnij, biegnij, biegnij, biegnij, biegnij, cyganie, śmierć i ty.
Muszę biec, więc biegnę nawet, kiedy śpię. Biegnę, biegnę, biegnę, o bułko maślana, dżem i Ty! Czasami tyle wynoszę z Twoich postów, czasami wynoszę za dużo. Coraz ciężej jest mi je oceniać, a coraz łatwiej po prostu komentować.

long road to ruin
rzucam się na naukę. po cztery, pięć godzin dziennie, dopóki nie skończą się redbule i ciastka.
Myślisz, że redbull i ciastka w końcu pomogą mi się rzucić na całki? Haha! Gdybym jadła ciastka przez pięć godzin dziennie, to chyba bym się po tygodniu rozlała na całą szerokość i długość łóżka, a żeby z domu wyjść to pewnie dźwig musiałabym wzywać. Nie, to nie dla mnie. Swoją drogą – bardzo mi się spodobała ta Twoja Louise. Coraz pewniej czuję się w przekonaniu, że to druga Ty, z którą właśnie zaczynasz się oswajać i godzić, by za chwilę znów przeprowadzić wojnę. Wiem coś o tym. Wiem też, że bardzo ciężko jest to ubrać w słowa. Tobie się udało i zrobiłaś to niezwykle pomysłowo, z czego naprawdę się cieszę. Podoba mi się styl pisania – taki lekki i ciężki jednocześnie. Umiejętnie wplatasz w to wszystko lirykę, nie odstrasza to, a przyciąga. Raczysz też czytelnika prozaicznymi faktami, między innymi takimi jak w cytacie powyżej. To chyba dobrze, nie? Zaczynasz powoli ujawniać swoją prawdziwą rzeczywistość. Robi się coraz ciekawiej.

Wrzesień wydaje się takim okresem, w którym miotają Tobą sprzeczności. Wyobrażam sobie, jak rzucasz się po pokoju i jedną ręką zapinasz guziki płaszczyka, a druga bije pierwszą, po czym zaczyna je odpinać. Takie błędne koło, dookoła którego biegasz jak opętana i krzyczysz, a jak odbijesz się od ściany i wyrzuci Cię w powietrze, to piszczysz zachwycona. Wszystko to wyraźnie widać w postach. Niby jest ładnie ujęte, przyjemnie się czyta, aczkolwiek mniej przyjemnie ocenia. Dlaczego zgłaszasz do oceny coś, czego się obiektywnie ocenić nie da? Przecież to jest tak bardzo Twoje, osobiste i intymne...

Październik i grudzień jest okresem, kiedy Lousie chyba wzięła i zdechła, bo pojawia się tylko raz. Pojawia się natomiast coś w rodzaju depresji jesienno-zimowej, którą starasz się przedstawić. Przedstawianie poszło Ci troszkę oporniej niż przedtem, mniemam, że jakaś zmiana się szykuje.

Przeszłam więc do stycznia roku 2011 i zauważyłam, że transformacja jednak nastąpiła. Transformacja wraz ze stagnacją – nie widać już tego paranoicznego zamętu w Twoich postach, za to można znaleźć smutek i rezygnację. W tym właśnie momencie zastanawiam się, co takiego ja tu właściwie robię.
Faktem jest, że uczucia przelać potrafisz, ale dlaczego każesz to komuś oceniać? Ni to poezja, ni to refleksje. Mieszanka wybuchowa. Nie wiem. A może wiem, bo sama coś podobnego przeżywałam? Mętlik mam w głowie, bo spoglądając na to jako obserwator, nie potrafię pozbyć się wrażenia, że wyolbrzymiasz, i nie jestem w stanie ogarnąć tej cierpiętniczej miłości, ale miałam przecież oceniać blog, a nie Ciebie… Nie robię tego, mając na celu urażenie Twojej osoby, chodzi mi głównie o to, że ocena jest bardzo subiektywna – po prostu moje zdanie na ten temat, inni mogą mieć wręcz odwrotne. Co za tym idzie – uważam, że ocenianie takiego bloga mija się z celem. Taka dygresja mała.

empty spaces
serce już dawno wyrzygałam, zabrała je louise, którą teraz codziennie wsadzam do torebki przed wyjściem i która starannie obmywa co wieczór moje wnętrzności z nadmiaru codziennego gówna, które zbieram.
Umarłam, jak to sobie wyobraziłam, biorąc to dosłownie. Biorąc mniej dosłownie, to ujęłaś to bardzo dobitnie. Cieszy mnie przynajmniej to, że w bardzo oryginalny sposób przedstawiasz swoje odczucia.

W lutym i marcu znów przez chwilę pojawia się Louise. Gdy pojawia się Louise, wiem, że jest znowu źle. Znowu walczysz sama ze sobą. Charakterystyczna krzywa malejąca w nieskończoność i Ty na niej się poruszasz. Raz znajdujesz się poniżej zera, raz powyżej. Zauważmy jednak, że krzywa tak czy siak jest malejąca. Posty są pesymistyczne i przewrażliwione. Wydaje się, że za chwilę potną sobie nadgarstki mydłem w płynie. Pojawia się post, w którym piszesz, że nastąpiła samoakceptacja. Samoakceptacja ciągnie się przez marzec, po czym następuje kolejne bum. Z coraz większym zaciekawieniem zaczynam przyglądać się Twojej historii.

good day to believe
chyba nie umiem już pisać tak, jak kiedyś, liryczność w mojej głowie jest cechą sprzężoną z depresyjnymi myślami.
Zauważyłam.

so leave me at the roadside
po wypiciu ośmiu kolejek wódki nadal nie było lepiej.
Wiesz, jak ktoś ma mocniejszą głowę, to się nie zaoszczędzi na wódce. Niestety. Alkohol nie rozwiązuje problemów, mleko też nie. I właśnie gdzieś w tym momencie zabrakło mi tej Twojej magii, która była obecna na blogu wcześniej. Psychodelicznego klimatu, zachwytu nad przeżyciami, które serwują Ci te świństwa.

we realy on
a na koniec myśleć za dużo o tobie, gadając z nim, tkwiąc w tym uczuciu, gdy jeszcze nie kochasz, ale już nie potrafisz bez kogoś normalnie funkcjonować, aby chwilę później tkwić w uczuciu, gdy już nie kochasz, ale jeszcze nie potrafisz bez kogoś normalnie funkcjonować.
Aby dwie chwile później tkwić w tym słowotoku i myśleć, czy to powtórzenie było celowe, czy to po prostu było powtórzenie. Taka mała dygresyjka z kwietnia, w którym tylko jeden post był zdatny do przeczytania, zrozumienia i skomentowania. Muszę przejść do maja.

Tylko że posty z maja i czerwca przesycone są jakimś marazmem i bólem egzystencjalnym, śmiem stwierdzić, że depresja jeszcze nie minęła. Dziwnym z resztą byłoby nazywanie tego depresją, bo to w sumie takie narkomańskie humory. No, ale powiedzmy, że depresja rozrosła się wśród postów jak grzyb na ścianach w publicznych toaletach.

i got another cofession to say
i znalazłam nowe zastosowanie puszek po piwie. brawo.
Zgniatasz je sobie czy przechodniom na głowie? Jeśli tym drugim, radzę się dobrze zakamuflować, bo to karalne pewnie jest.
W dalszej części atakują mnie krwawe historie. Tonę dalej w morzu marazmu i zaczynam się zastanawiać, czy to fajne, czy ktoś mnie w łeb czymś zdzielił i dlatego nic nie czuję.

jakie lubisz narkotyki
No ja w szczególności przepadam za tymi od dopaminy i serotoniny, jeśli już pytasz.
ponoć schizofrenia paranoidalna. i ponoć epizody depresyjnie.
A nie mówiłam? Znowu zaczynam promieniować, a moje ego zostało miło dopieszczone. Generalnie – źle trafiłaś z tym chwaleniem się o kodeinie, benzydaminie i gbl. Właśnie zbieram resztki szczęki z podłogi, bo jak mi opadła, to roztrzaskała się o nią z impetem. Przecież benzydamina służy do… irygacji pochwy! Do odkażania gardła też służy, ale jedynym nadającym się do użycia rekreacyjnego specyfikiem jest właśnie ten, który powyżej wymieniłam. Eh…

no title XXVI
tramal. robi się coraz bardziej psychodelicznie. matka nawet nie zauważa.
Wszystko fajnie, dekadencja, zniszczenie, zło, seks, drugs and rock’n’roll i w ogóle, ale od kiedy opiaty są psychodeliczne? Psychodeliczne to może być siusianie pod wiatr w trakcie huraganu. W Twoich postach zaczyna pojawiać się coraz więcej rzeczywistości, coraz mniej liryki. Można gołym okiem zauważyć przemianę stylu pisania. Jedną, wielką i wciąż postępującą przemianę.

Zaczynam czuć zniesmaczenie, ot co. W postach pojawia się tragizm iście werterowski, naznaczone to wszystko spektakularną autodestrukcją przed publicznością. Teraz dostaję wszystko na tacy, mało tego podpisane zgrabnie „chcem umrzeć, chcem siem naćpać klejem, jest mi źle i tragicznie”. Zniknęła tajemnica, zniknęła finezja. Wyparowały wraz z procentami. Twoim postom można bez problemu wystawić diagnozę oraz receptę na antydepresanty i benzodiazepiny.

Lipiec, sierpień i wrzesień to etap ochów i achów nad autodestrukcją, a moje zniesmaczenie rośnie w zastraszającym tempie. Mimo tego stwierdzić muszę, że te bzdury ładnie ubierasz w słowa i przedstawiasz też ładnie, bez błędów, bez zbędnej pisaniny, aczkolwiek jak czasami czymś dowalisz, to mam ochotę pisać petycję o zdelegalizowanie wszystkich leków umilających czas zbolałym nastolatkom. Faktem jest, że wcześniej pisałaś lepiej, teraz tylko zgrabnie i dobitnie opisujesz swoją tragiczną miłość i tragiczne narkotyzowanie się. Werteryzm, istny werteryzm. Tylko Werter posiadał pistolet, a Twoje posty go nie mają.

fourth plateu
kombinuję z psychodelikami i stymulantami. wszystko w granicach legalności.
To tak dla przykładu, bo wgłębiać dalej mi się odechciało w rok 2011. Przeczytałam, ale naprawdę – nie każ mi tego oceniać, bo wyjdę na bezuczuciową i chamską amebę. Co mam oceniać? To, że się narkotyzowałaś lekiem na kaszel? Wiem, że to istotne w Twojej historii wpadnięcia w nałóg, w toksyczny związek, problemy emocjonalne i psychiczne, ale chciałam Ci tym zaznaczyć, że się rozwlekać zbytnio nad tym nie mogę, bo wielką przeciwniczką nieracjonalnego użycia narkotyków jestem i cisną mi się na usta niemiłe komentarze.

Zaczynam wczytywać się w rok 2012 i atakuje mnie to, co w poprzednim. Cóż ja mogę powiedzieć... Pamiętnikiem narkomanki mi to podjeżdża i tyle. Z tym, że u Ciebie to tak do końca nie wiadomo, o co chodzi. Skończyło się wplatanie nici bezsensu w posty, teraz wplatasz tam swoją rzeczywistość oraz suche fakty i wywołuje to mieszane uczucia. To trochę tak, jakby nutellę zagryzać słonymi śledziami. Tylko że to też jest pewien etap Twojej historii, posty i ta zmiana stylów pisania pokazuje bardzo ładnie te wszystkie etapy.

Od sierpnia zaczynasz już tylko częstować mnie faktami z jakąś refleksją gdzieniegdzie. Zmiana postępuje. Miło mi, że mogę w tym uczestniczyć jako obserwator. Tylko posmaku tych śledzi pozbyć się nie mogę. Przejdę do roku bieżącego.

kiedy nie chcesz już śnic obcych marzeń.
Post naprawdę wiele tłumaczy. Jest takim trzeźwym spojrzeniem na swoje dotychczasowe życie, pewnym podsumowaniem. Z pewnością sama zauważyłaś zmianę w stylu pisania, która wciąż postępuje. Już wiesz dlaczego?

i wonder if it even makes a diferrence to try
czwarty wpis tego samego dnia wieje już desperacją.
He… hehe… hahahaha! Co Ty nie powiesz? Tym bardziej że tego samego dnia pojawił się też piąty wpis. Styl pisania się zmienił, może nie diametralnie, ale się zmienił. Czy na lepsze? Niekoniecznie. Wolałam Twoje początki, najwcześniejsze początki, gdzie wszystko trzeba było rozpakować i dokładnie obejrzeć z każdej strony, przeanalizować, przemyśleć. Miej jednak na uwadze, że to są moje osobiste wrażenia. Wspomniałaś gdzieś, że nie potrafisz już pisać. Otóż potrafisz, tylko nie tak jak kiedyś. Dawniej była tajemnica, dziś tajemnica zgniła i zakwitła grzybem rzeczywistości na blogu. Teraz też jest dobrze, a dlaczego? O tym poniżej.

No i co ja mam pannie Dolcze napisać? Otóż napiszę, że bloga nie da się ocenić obiektywnie. Każdy wchodząc tu, będzie miał własne zdanie. Jedni polubią, zrozumieją, inni znienawidzą, jeszcze innym będzie to latało sparciałym kalafiorem sami wiecie gdzie, jeszcze inni będą uważali Cię za winną delegalizacji szałwi wieszczej. Moim zdaniem piszesz dobrze. Oczywiście najlepiej i najciekawiej wychodziło Ci to na początku działalności bloga, później coś poszło nie tak z Twoim życiem i już nie potrafisz tak zgrabnie wywijać liryką jak na początku. Może dlatego, że jak wspominałaś – jesteś wyprana z uczuć. Może za dużo piszesz na siłę? To chyba naturalna kolej rzeczy. Pojawiło się więcej refleksji na temat Twojego aktualnego położenia i dni codziennych, czasami dowalisz nieciekawymi informacjami na temat tego, co zjadłaś na śniadanie, jednak nie jest to jakieś bardzo odrzucające. Dalej potrafisz w sposób ciekawy przedstawić swój świat. Ja jednak wolałam wcześniejsze posty – pełne niedopowiedzeń i narkomańskiego bełkotu, tajemnicze i intrygujące, ale to moje osobiste wrażenie, więc nie wiem, czy ma to jakiekolwiek znaczenie.
Podchodząc do tego od strony technicznej – nie mam Ci nic do zarzucenia, błędów tyle co kot napłakał, ładnie ubierasz w słowa odczucia i przemyślenia. Nie mogę doradzać Ci, co powinnaś zmienić, a czego nie. Przecież to Twój kawałek w sieci. Jest tak Twój, że raczej bezczeszczeniem byłoby doradzanie czegokolwiek. Zostaw tak, jak jest, gdyż ten blog to Twoja historia, na którą nikt nie ma wpływu i której nie da się ocenić.
24/30

Pisownia:
dancing in the streets:
trawa jest zieleńsza, światło jaśniejsze, deszcze cieplejszy, powracam do życia.
Wkradła się literówka, albo zapomniałaś w trakcie pisania, w jakiej liczbie piszesz. Powinno być „deszcz cieplejszy” albo „deszcze cieplejsze”, co pewnie wiesz, tylko nie zauważyłaś, jak podejrzewam.

pictures crazy:
spodobało mi się, tańczyłam po polach.
Chyba trochę inaczej – „tańczyłam w polach” brzmi dużo lepiej.

Do interpunkcji zastrzeżeń nie mam, błędów ortograficznych żadnych nie znalazłam, literówek też nie było. Z pisownią wszystko ładnie, pięknie i jestem jak najbardziej na tak. Nie ma nad czym się rozwodzić, nie będę się czepiać o brak przecinka i nie zapiszę Cię przez to na oficjalną listę wrogów Chrystusa, ponieważ braków rzucających się w oczy nie zauważyłam. Trudno z resztą byłoby je zauważyć w tak prostych zlepkach zdań i słów.
9/10

Linki, ramki, dodatki:
Znalazłam jakimś cudem podstronę z informacjami o autorce tego dzieła, a raczej dwie podstrony i naprawdę mogę przysiąc na moją lewą rękę – nie wiem po kiego grzyba, aż dwie. Nie lepiej byłoby oszczędzić serwer i umieścić na jednej? Chyba że to kolejne odniesienie, o których tak wspominasz. Zielona czcionka – odniesienie do miętowych Marlboro, podoba mi się. Podwójna strona „o mnie” – odniesienie do rozdwojenia jaźni?
Napisałaś coś o sobie i odpowiedziałaś mi na moje pytanie o brak dużych liter, co w sumie było pierwszym, jakie mi się napatoczyło. Znalazły się też wytłumaczenia innych nieścisłości, które znajdują się na blogu. To dobrze. Zaciekawiasz swoim opisem na tyle, żeby bez przymusu i kija nad głową kontynuować czytanie. Nie rozwlekałaś się zbytnio, co mnie cieszy.
Patrzę teraz sobie na te linki, które wiją się po prawej stronie. Wiją się, bo chyba miejsca nie mają i próbują się jakoś rozepchać, zwrócić na siebie uwagę, cokolwiek. Blogspot uraczył nas takimi świetnościami jak menu. W menu możesz sobie wszystko powrzucać, zrobić ładne podstrony i z prawej nie będzie już nikogo atakowało stado rozwydrzonych literek. Moim zdaniem dużo ładniej i przejrzyściej wszystko by się tam prezentowało i łatwiej byłoby to ogarnąć czytelnikowi. W tych wszystkich odnośnikach można się naprawdę pogubić.
3/5

Statystyka:
Co też mogę na temat statystyki napisać? Spamu nie zauważyłam, komentarze masz. Wraz z wiekiem Twojego bloga jest ich coraz więcej, czyli można zauważyć tendencję wzrostową. Treść komentarzy też jest przyzwoita. Wielu osobom przypada do gustu Twoja historia, może kiedyś stanie się popularna?
2/2

Od oceniającego:
Punkcik za przeżycie „fourth plateau” bez jakiegoś znacznego uszczerbku na psychice. Trzeba być naprawdę mocnym. Drugi punkcik za to, że mnie osobiście Twoja pisanina bardzo się podoba i będę do niej wracać. Bez wypieków wprawdzie, ale Twoją historię mam zamiar śledzić. Z czystej ciekawości.
2/3

Podsumowanie:
Mocną stroną bloga na pewno nie jest szablon, którego w zasadzie nie ma. Wiesz, w showbiznesie to trzeba się prezentować. Pomyśl nad jakimś najmniejszym akcentem, który urozmaiciłby tę wszędobylską czerń. Może to być na przykład oryginalne, niespotykane zdjęcie. Lubisz przecież fotografować, dlaczego nie umieścisz zdjęcia w szablonie?
Dobrze blogowi również zrobiłyby porządki wiosenne – jak już wspominałam, masa linków po prawej stronie i to archiwum gdzieś schowane na dole nadają blogowi wygląd upstrzonej muszymi odchodami szyby. Ładniej prezentowałoby się to wszystko w menu.
Mocną stroną jest Twój talent do przedstawiania swojej rzeczywistości w sposób interesujący, ciekawy, trochę liryczny, trochę refleksyjny. Gdy bloga czyta się od początku, można zauważyć tę uroczą mieszankę. Nad treścią, moim zdaniem, nie powinnaś pracować w ogóle. W końcu, po co pracować nad pamiętnikiem? Robisz to w sposób nietuzinkowy i nie będę ukrywać, że szczęśliwą byś mnie uczyniła, pisząc dalej, ale mniej na siłę. Jedynie do takiej rady się ograniczę.
3/5

Suma: 54/75
Ocena: dobry

To by było na tyle. Dostałam ciężki materiał na ocenę, ale starałam się jakoś wybrnąć. Pewnie się nie spisałam, o czym poinformuje mnie publiczność w komentarzach, którą serdecznie pozdrawiam. Mam szczere nadzieje, że o zawał Was nie przyprawię tą oceną.

23 komentarze:

  1. A gdzie jest życie na tej planecie? *.*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładować baterie, ładować akumulatory :D

      Usuń
    2. Uzupełniam powoli kolejkę i robię czystki - zapomniałam parę razy uwzględnić odmów. Czy teraz się zgadza xD? Jak ktoś będzie się pieklił, że został usunięty z kolejki, to przyjmę wyzwiska na klatę. Wydaje mi się jednak, że dobrze powinno być. Ale sprawdź swoją kolejkę, dobra, Cath?

      Usuń
    3. Najgorsze, że nic nie robię, a i tak nie mam siły -.-

      Usuń
    4. Może ostatnio dosięgła Cię rutyna (chociaz nie wiem jakim cudem)? Wtedy czuję się cały czas zmęczona, ale trochę aktywności fizycznej wiele daje.

      Usuń
    5. Hmmm... W sumie jakakolwiek aktywność fizyczna mi nie zaszkodzi :D

      Usuń
  2. Jestem druga w kolejce u Listopadowej. Zmieniłam adres bloga na http://wieczna-agonia.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. jak miło, doczekać się oceny na ko : )
    z drugiej strony, mój blog tak wykończył oceniającą, że z oceniania zrezygnowała, co jest nieco niepokojące.
    tak nawiasem mówiąc cieszy mnie, niesamowicie mnie cieszy, gdy dostaję dużo punktów za treść, gdy jedyną wskazówką, którą dostaję jest 'nic nie zmieniać' - to naprawdę daje mi poczucie, że spełniają się moje grafomańskie marzenia.

    na koniec zarzucę kolokwializmem (głównie dlatego, że wydaje mi się totalnie nie na miejscu): dziękówa <3!

    OdpowiedzUsuń
  4. obserwowanie=obserwowanie
    karolalife.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Jak tam ostatnie dociąganie ocen, jakieś egzaminy itp.?;>
    Olka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od piątku będę miała wolne :D Wreszcie:D

      Usuń
    2. Ja też z niecierpliwością czekam na wakacje :D
      Olka

      Usuń
  6. Kiedy pojawi się tu jakaś ocena?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zakończyłam sesję, nigdzie nie wyjeżdżam, więc na dniach publikuję ocenę : )

      Usuń
  7. Witam ;) chciałabym zrezygnować z oceny mojego bloga (www.naznaczony.ownlog.com), który znajduje się w kolejce Plotkary. Przepraszam za zamieszanie i gorąco pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie chcesz poczekać jeszcze trochę? Wreszcie mam czas na oceny : )

      Usuń
    2. Planuję poprawić trochę stare rozdziały ;) Może jednak uda mi się tego dokonać przed zabraniem się do oceny ;)
      Jeśli tak, to proszę tylko o zmianę adresu na:
      www.zawierzyciel.blogspot.com

      Usuń
  8. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  9. Witam, chciałabym tylko poinformować, iż blog Czarna Pełnia znajdujący się w kolejce Beatrycze ma tymczasowo zablokowany dostęp, ponieważ trwa tam niewielki remont, jednakże do czasu oceny na pewno się wyrobię. Chciałam po prostu tylko poinformować, gdyby jednak ktoś zaglądał do kolejki i sprawdzał, czy blogi nadal funkcjonują itd. :) Proszę w takim razie o niezwracanie na to większej uwagi - niebawem dostęp znowu będzie. Oczywiście mam nadzieję, iż nie jest to problem. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Cześć,
    mam zamiar zmienić szatę graficzną na swoim blogu, który jest pierwszy w kolejce listopadowej. Nie ukrywam, że czekam z tym, aż oceniająca wystawi ocenę, dlatego chciałabym wiedzieć kiedy mogę się jej spodziewać?
    (P.S. Chyba, że zmiana szablonu nie przeszkadza oceniającej, jednak wolałabym nie dostac odmowy z tak błahego powodu)
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń